Ekonomia zdrowia

4 cze 2019

Żyjemy w czasach kiedy zysk, i to ten w krótkiej perspektywie, jest głównym wyznacznikiem skuteczności wszelkiego działania, nie tylko gospodarczego. Głównym argumentem wyboru ofert przetargowych jest ich kwota.

Do ziemi sypie się tony chemii i to często niepotrzebnie, bez wykonania dokładnej analizy zapotrzebowania gleby na składniki mineralne. Uprawy opryskuje się preparatami o wyjątkowej szkodliwości dla środowiska przyrodniczego. Zwierzęta hodowlane, są często karmione paszami zawierającymi antybiotyki i inne składniki powodujące przyspieszony przyrost ich masy.
Do konserwacji żywności używa się preparatów, które odkładają się w organizmie człowieka. Serwuje się nam produkty ”zamiast” lub ”…podobne”. Chleb pieczony jest z gotowych mieszanek. Skład popularnych napojów przypomina raczej tajemną recepturę średniowiecznych specyfików, niż prostotę podpiwka, kompotu, kwasu chlebowego czy zwykłej wody z sokiem domowej roboty.

Niewidzialne ręce oszustów zaczynają sięgać już do aptek, gdzie można trafić na podrabiane lekarstwa. I tak dalej, i tak dalej…. Ale wróćmy do ekonomii właśnie. Czy nie można wycenić korzyści materialnych jakie przynosi nam poszczególne drzewo, krzew, łąka, naturalny biotop niezbędny do życia całego zespołu pożytecznych organizmów ?  Ano można i to bardzo dokładnie. Można wyliczyć ile dany organizm roślinny produkuje tlenu, asymilując szkodliwy dwutlenek węgla i absorbując szkodliwe substancje. Jak dany ekosystem ogranicza występowanie plagi komarów i produkuje zdrową glebę, nie mówiąc o innych korzyściach, np rekreacyjnych i zdrowotnych wynikających z kontaktów z przyrodą. Grzyby, ryby, jagody, maliny, jeżyny, pożytki dla pszczół… Jednego tylko nie można wyliczyć, a właściwie przeszacować: śpiewu ptaków, energetyki drzewa, babiego lata jesiennego poranka, promieni słońca przedzierających się przez gąszcz świerkowych gałęzi, śnieżno-lodowych cudaków czy spotkań z gospodarzami tych przyrodniczych salonów, przyprawiających o nieśmiałość, tak jakby się weszło do czyjegoś mieszkania bez zgody domownika. Tej tajemnicy nie sposób wycenić.

Ale trzymajmy się ekonomii. Wyobraźmy sobie, że jakaś uczelnia kształci fachowców umiejących obiektywnymi metodami wycenić korzyści jakie daje nam istnienie śródpolnego zagajnika, miedzy porośniętej krzewami, czy grupy drzew zapomnianego parku. Czy nie można wprowadzić uregulowań prawnych wymuszających, przed podjęciem decyzji o wycięciu czy zaoraniu, dokonania takiej wyceny? Można by wtedy dokonać obiektywnej analizy krótko i długoterminowych korzyści ekonomicznych i podjąć prawidłową decyzję. A względy pozamaterialne były by wtedy ”języczkiem u wagi” w przypadku zbliżonych wycen.